- Andrzej?
- Ze wszystkich możliwych miejsc, nigdy nie przyszłoby ci do
głowy, że mogłabyś spotkać go właśnie tutaj, na ortopedii
bydgoskiego szpitala. - Stało się coś?
- Niefortunny
upadek na treningu. Nic poważnego, ale prześwietlenie muszę
zrobić dla formalności.
Potakująco
kiwasz głową i już szukasz w głowie jakiegoś tematu do rozmowy,
by uczynić tę chwilę mniej niezręczną, gdy wybawia cię
pielęgniarka, oznajmiająca, że twój rehabilitant jest wolny.
- To...
Do kiedyś tam. - Uśmiechasz się smutno i udajesz w kierunku, w
którym nigdy nie chciałaś się udać.
Opuszczasz
tak znienawidzony przez siebie gabinet i na moment zastygasz bez
ruchu, gdy spostrzegasz, że na krzesełku przy drzwiach siedzi nie
kto inny, jak Andrzej.
- Co
tu jeszcze robisz? - Pytasz smutno, pełna zrezygnowania i trochę niegrzecznie, bo nie
bardzo podoba ci się fakt, że Andrzej widzi cię w totalnej
emocjonalnej rozsypce, w której się właśnie znajdujesz.
Rehabilitacja to nie masaże relaksacyjne, dostarcza wiele bólu i
jest niezwykle męcząca.
- Wiesz,
tak pomyślałem, że przydałoby mi się małe pocieszenie po
trudach dzisiejszego dnia. Co powiesz na szarlotkę i kawę?
- Nie
dzisiaj. Przepraszam. - Odwracasz się w kierunku drzwi z zamiarem
jak najszybszego oddalenia się, jednak uniemożliwia ci to
delikatny uścisk dłoni na twoim ramieniu.
- Hej...
- Nim zdążysz zorientować się, co się dzieje, silne ramiona
Andrzeja oplatają cię w talii, a ty z całych sił powstrzymujesz
cisnące ci się do oczu łzy.
Przywierasz
mocno do jego klatki piersiowej, wdychasz cudne perfumy i pozwalasz
mu sprawić, że czujesz się niezwykle mała i bezbronna, przed
czym zawsze starałaś się uchronić. Dopóki nie zetknęłaś się
z jego umięśnionymi ramionami, nie zdawałaś sobie sprawy z tego,
że cała drżysz. Ciepła dłoń Andrzeja, w uspokajającym geście
przesuwa się po twoich włosach, plecach. Delikatny jak muśnięcie
motyla pocałunek w czoło, sprawia, że nie wytrzymujesz i
zaczynasz cicho łkać.
Dociera
do ciebie, że nie ważne przy czym obstawałaś przez tyle lat,
wcale nie jest ci dobrze z twoją niezależnością. Bo niezależność
wbrew pozorom równa się samotność. Już dawno temu spostrzegłaś,
że troska o innych strasznie cię osłabia, starałaś więc nie
angażować się w żadne, z pozoru bezsensowne, znajomości.
Uciekamy, gdy tylko zaczyna nam
zależeć, bo przecież uczucia narażają nas na cierpienie.
Tak ci się zawsze wydawało.
Myślałaś, że jeśli kogoś pokochasz i nic z tego nie wyjdzie,
możesz tego nie przeżyć. Łatwiej jest być samemu. Bo co jeśli
nauczysz się, że potrzebujesz miłości, a potem jej nie
doświadczasz? Jeśli sprawia Ci przyjemność i na niej
polegasz? Co jeśli ukształtujesz życie według niej, a potem się
sypie? Czy można coś takiego w ogóle przeżyć? Utrata miłości
jest jak martwica. Jak umieranie. Z tym, że śmierć się
kończy. A to? To może trwać wiecznie... Dodatkowo kariera była
dla ciebie niezwykle ważna, ale kariera nie zapewni ciepła, nie
przytuli, nie wesprze. A wsparcia potrzebujesz teraz przede
wszystkim.
I
właśnie je otrzymujesz, co wprawia cię w lekkie zażenowanie.
Odsuwasz się, mamroczesz ciche „przepraszam” i unikając jego
spojrzenia, wycierasz łzy z policzków.
-
Chodź, odwiozę cię do domu.
Sama
już nie wiesz dlaczego, ale nie masz siły protestować.
-Czy...
- Odchrząkasz cicho. - Masz ochotę na kawę? - Podczas drogi do
twojego mieszkania zdążyłaś już nieco uspokoić skołatane
nerwy, dopuściłaś nawet do głosu zdrowy rozsądek, który
podpowiada ci teraz, że tak właśnie należy postąpić.
Już
myślałem, że tego nie zaproponujesz. - Jego szczery uśmiech
sprawia, że i tobie kąciki ust drgają lekko.
Gdzieś
pomiędzy wsypywaniem do filiżanki łyżeczki cukru, a dolewaniem do
czarnego płynu mleka, z całych sił starasz się uciszyć nieznośne
myśli, które naigrawają się z ciebie, szydzą i jeszcze bardziej
pogarszają twoje samopoczucie, zupełnie niepotrzebnie, bo i bez
tego okrutnego głosu w twojej głowie doskonale wiesz, że źle
postępujesz. Zdaje ci się, że właśnie dajesz Andrzejowi nadzieję
na coś więcej, mając całkowitą pewność, że potem się
wycofasz. Nie wiesz, skąd u ciebie to przeświadczenie, ale jest,
niezwykle głęboko zakorzenione. Może wyolbrzymiasz sprawę, ale
spojrzenie, jakim cię właśnie obdarza i wspomnienie pocałunku w
czoło, sprawia, że prędzej czy później, będziesz się musiała
nad tym wszystkim głęboko zastanowić. Ale nie dzisiaj,
postanawiasz i pozwalasz sobie na, twoim zdaniem,
niezobowiązującą rozmowę, z całych sił starając się zatrzeć
wciąż świeże wspomnienia nieudanego poranka.
-...
więc próbujesz mi wmówić, że nigdy, przenigdy nie trzymałeś w
ustach papierosa?
- No
nie, przysięgam!
- Boże,
gdzie ty dorastałeś? Tyle wspaniałych wspomnień cię ominęło...
Jego
ciepły śmiech sprawia, że coś ściska cię w dołku, a twoje
oczy o ułamek sekundy za długo wpatrują się w jego.
A ty sama już nie masz pojęcia, czego tak właściwie chcesz.
Nie tak miało być.
Przepraszam.
Nie przepraszaj, jest cudnie :)
OdpowiedzUsuńZrządzenie losu czy przeznaczenie pchnęło Andrzeja właśnie w tym samym czasie do szpitala?
Ja to bym się bardzo chętnie napiła kawy z panem W. Pocieszycielem jest przednim, Amelka w jego towarzystwie mogła się trochę odstresować i zapomnieć o bólu i smutku związanym z utratą największej radości życia. Czekam na rozwój ich relacji *.*
S.
Jezusie, jak ja to uwielbiam! ♥
OdpowiedzUsuńAmelia sama nie wie czego chce, ale tym mnie złapała za serce, bo ja mam tak samo.
A Wronko...Wronko to Wronko, zajebisty jak zawsze :D
Ta historia jest cudowna :)
OdpowiedzUsuńAmelia nadal nie umiem pogodzić sie z tym co ją spotkało. I mnie to nie dziwi. Balet był dla niej wszystkim. Może znajomość z Andrzejem i rozmowy z nim jakoś jej pomogą.
Jejku, Andrzej wydaje się rozumieć chociażby w pewnym stopniu ból, który dziewczyna przeżywa w związku z kontuzją, w końcu dla niego też najważniejsze jest zdrowie :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Cię, uwielbiam Amelię, uwielbiam Andrzeja,
OdpowiedzUsuńAndrzejko mnie rozczula, nie mam pojęcia czemu.
OdpowiedzUsuńZa co przepraszasz? Przecież ten rozdział to cudo :-) Andrzej stara się zrozumieć co czuje dziewczyna, stara się wejść w jej sytuację. Wrona pomoże jej zmierzyć się z tym wszystkim, czuję to :)
OdpowiedzUsuńLubię mężczyzn, którzy nie boją się uczuć i wiedzą czym jest empatia. Lubię Twojego Andrzeja.
OdpowiedzUsuńJakkolwiek by nie było, i tak jest dobrze. :)
OdpowiedzUsuńtrochę późno, ale jestem. nie napiszę nic więcej, bo dziś już wykorzystałam limit na bezsensowne komentarze.
OdpowiedzUsuńAndrejko lubię zawsze. U Ciebie lubię Go sto razy mocniej ♥
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne, tylko tyle mogę napisać. Mam nadzieję, że Amelia pogodzi się z tym wszystkim.
zapraszam : wracam.blogspot.com/specyficznie.blogspot.com