niedziela, 7 kwietnia 2013

"Miało nie wiać w oczy nam i ociekać szczęściem..."


 Oddychasz głęboko, starając się powstrzymać ogarniająca cię panikę. Niepewnie, aczkolwiek wciąż dyskretnie, wyglądasz zza kurtyny. Widownia teatru jest pełna. W pierwszym rzędzie dostrzegasz zdenerwowanego reżysera, gdzieś dalej siedzą twoi rodzice, wymieniają uwagi pełnymi podekscytowania głosami. Nerwowym ruchem poprawiasz koka, przejeżdżasz po tutu, strzepując niewidzialne pyłki. To jest twój moment, twój czas. Zaufano tobie, twojemu ciału, talentowi i umiejętnościom. Wiesz, że podołasz, ciężko jest jednak zapanować nad tremą, wiedząc jak wielka odpowiedzialność spoczywa na twoich barkach. Wcielasz się w postać głównej bohaterki.  Bez ciebie spektakl się nie odbędzie. 
Ciężką pracą można osiągnąć wszystko, teraz musisz to tylko udowodnić.
Rozbrzmiewają pierwsze takty muzyki, kurtyna się unosi, światło reflektora pada na twoją sylwetkę, zaczynasz od pozycji wyjściowej, wybicie na pointy, obrót w prawo, wyskok do szpagatu... I skupienie. Ogromne skupienie. Przede wszystkim i zawsze.

Uśmiechnięta, unosząc wysoko głowę, stoisz i upajasz się sukcesem. Czujesz, jak setki klaskających dłoni wprawiają twoje ciało w dysonans, zupełnie jakbyś była kamertonem. Udało się, myślisz. I faktycznie, reżyser podziela twoje odczucia, dodatkowo łechtając twoje ego, gdy po całym tym zamieszaniu, w szatni, przekazuje ci podsłuchane słowa krytyków.

Tak mijają kolejne dni. Scenariusz niezmienny. Lekkie śniadanie, cały dzień spędzany w teatrze na rozgrzewaniu wszystkich mięśni i powtarzaniu kroków, wieczorne przedstawienie, kolejne owacje na stojąco. Sprawdziłaś się jako Odetta, nie przytłoczyła cię presja, napierająca na ciebie z każdej ściany Teatru Narodowego w Warszawie.

Sobota, dziś po raz ostatni wystawiasz „Jezioro Łabędzie”. Nareszcie. Czujesz się zmęczona, twoje ciało się buntuje. Normalnie, w tej sytuacji skorzystałabyś z pomocy swojej dublerki. Ta jednak, naciągnęła mięsień na ostatniej próbie. 
Całą noc nie mogłaś spać, zagryzałaś zęby na poduszce, modląc się, by ból kręgosłupa przeszedł do rana.
I przeszedł, zostawiając po sobie ból głowy i ogólne wyczerpanie. Wiesz, że dzisiaj nie dasz z siebie wszystkiego. Pocieszająca jest myśl, że dzisiaj widzów nie będzie już tak dużo.

Akt III. Jeden skłon, drugi, obrót, wybicie na pointy, nic nie znacząca myśl przebiegająca przez twój umysł, chwilowe rozproszenie, przejście w przód bez rąk, zachwianie. Czujesz jak twoja prawa stopa wygina się pod dziwnym kątem. Ignorujesz prąd, który przeszedł przez całe twoje ciało. Zaciskasz zęby i z jeszcze większą determinacją kończysz odgrywać swoją rolę. Nienawidzisz potknięć. Nawet tych ledwie zauważalnych. Schodzisz ze sceny, wciąż mając w pamięci swoją pomyłkę. Jesteś perfekcjonistką. Musisz być. Inaczej nie zaszłabyś tak daleko. Nie uznajesz nieprofesjonalizmu. Czujesz jak uginają się pod tobą kolana. Mdlejesz. Chyba z bólu.

Budzisz się w szpitalu. Właściwie to zostajesz obudzona przez mdłości i rwący ból w stopie. Ktoś podtyka ci papierową miskę pod usta. Wymiotujesz.
-To reakcja na narkozę. - Jak przez mgłę słyszysz czyjś głos. Znów zapadasz w niespokojny, pełen koszmarów, sen.

Gdy ponownie się budzisz, słońce jest już w zenicie, co zauważasz przez okno znajdujące się w pokoju. Wiesz już, że jesteś w szpitalu. Tego gryzącego zapachu chemikaliów i cierpienia nie da się pomylić z niczym innym i nie skojarzyć właśnie z tym miejscem.
Zerwane ścięgno achillesa i skręcona kostka. Minimum 6 miesięcy przerwy w tańcu. Co najmniej 6 tygodni w gipisie + rehabilitacja. Przeszła pani zabieg, który zabezpieczył ścięgno. Istnieje 60% szansa, że odzyska pani pełną sprawność...
Dalej już nie słuchasz. Wypowiedziane przez ordynatora słowa, odbijają się echem w twojej głowie. Sześć miesięcy... 60% szans...
- A więc pozostałe 40% to możliwość, że już nigdy nie będę w stanie robić tego, do czego zostałam stworzona... - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że słowa te wypowiadasz na głos. 


No to zaczynamy, choć zakończenia wciąż nie ma i pewnie po 5 rozdziale będzie przerwa.
Muszę się jakoś w końcu zmotywować.
Nie oczekujcie wiele po tym opowiadaniu.
Kogoś informować?
Wybaczcie dziwny adres. Wszystko co przychodziło mi do głowy było już zajęte.
xoxo, Mefir 

9 komentarzy:

  1. Smutne, ale takie jest życie, wypadki i nieszczęścia chodzą po ludziach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Początek naprawdę smutny ale mam nadzieję,że bohaterka wróci do tańca,są przecież spore szanse;) Cieszę się,że wróciłaś;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne... w najlepszym momencie... ale mam nadzieję, że wykorzysta te 60% i jeszcze zatańczy :) PS: fajnie, że wróciłaś :D PS2: informuj mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutno się zaczyna, ale i tak bardzo mi się podoba i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
    Oczywiście mnie informuj ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie Wrona, będę i ja. Może teatr to nie moja broszka, ale lubię poczytać o tym, czym w zasadzie się nie interesuję. Początek dołujący, ale i motywujący do pracy. Eric Abidal także grać już nie miał, a w sobotę zagrał w barwach Barcy przeciwko Mallorce. Można, można? Ona też będzie mogła zatańczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Straszna wiadomość. 40% to niewiele, jeśli mówimy o czymś, co się kocha.

    OdpowiedzUsuń
  7. I ja jak to ja zapomniałam ale proszę informuj,namiary masz :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak po części każdy z nas zna ten okropny ból - nie fizyczny, ale psychiczny. Często prowadzi do załamania, swoistego zamknięcia się w sobie i depresji, zabiera chęć do życia, wyciska łzy, rozdrażnia i oczywiście boli. I trzeba mieć kogoś, kto pomoże się wygrzebać, będzie przy nas i nie odejdzie.
    (Andrzej ♥)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zawsze fascynował mnie świat baletu, bo tak bardzo do niego nie pasuje.
    Oh, Mefirze, ja się spodziewam i jestem pewna, że się nie zawiodę. :)
    Cieszę się, że jesteś!

    OdpowiedzUsuń