Oddychasz
głęboko, starając się powstrzymać ogarniająca cię panikę.
Niepewnie, aczkolwiek wciąż dyskretnie, wyglądasz zza kurtyny.
Widownia teatru jest pełna. W pierwszym rzędzie dostrzegasz
zdenerwowanego reżysera, gdzieś dalej siedzą twoi rodzice,
wymieniają uwagi pełnymi podekscytowania głosami. Nerwowym ruchem
poprawiasz koka, przejeżdżasz po tutu, strzepując niewidzialne
pyłki. To jest twój moment, twój czas. Zaufano tobie, twojemu
ciału, talentowi i umiejętnościom. Wiesz, że podołasz, ciężko
jest jednak zapanować nad tremą, wiedząc jak wielka
odpowiedzialność spoczywa na twoich barkach. Wcielasz się w postać głównej bohaterki. Bez ciebie spektakl się nie odbędzie.
Ciężką pracą można
osiągnąć wszystko, teraz musisz to tylko udowodnić.
Rozbrzmiewają
pierwsze takty muzyki, kurtyna się unosi, światło reflektora pada
na twoją sylwetkę, zaczynasz od pozycji wyjściowej, wybicie na
pointy, obrót w prawo, wyskok do szpagatu... I skupienie. Ogromne
skupienie. Przede wszystkim i zawsze.
Uśmiechnięta,
unosząc wysoko głowę, stoisz i upajasz się sukcesem. Czujesz, jak
setki klaskających dłoni wprawiają twoje ciało w dysonans,
zupełnie jakbyś była kamertonem. Udało
się, myślisz. I faktycznie, reżyser podziela twoje
odczucia, dodatkowo łechtając twoje ego, gdy po całym tym
zamieszaniu, w szatni, przekazuje ci podsłuchane słowa krytyków.
Tak mijają
kolejne dni. Scenariusz niezmienny. Lekkie śniadanie, cały dzień
spędzany w teatrze na rozgrzewaniu wszystkich mięśni i powtarzaniu
kroków, wieczorne przedstawienie, kolejne owacje na stojąco.
Sprawdziłaś się jako Odetta, nie przytłoczyła cię presja,
napierająca na ciebie z każdej ściany Teatru Narodowego w
Warszawie.
Sobota, dziś
po raz ostatni wystawiasz „Jezioro Łabędzie”. Nareszcie.
Czujesz się zmęczona, twoje ciało się buntuje. Normalnie, w tej
sytuacji skorzystałabyś z pomocy swojej dublerki. Ta jednak,
naciągnęła mięsień na ostatniej próbie.
Całą noc
nie mogłaś spać, zagryzałaś zęby na poduszce, modląc się, by
ból kręgosłupa przeszedł do rana.
I przeszedł, zostawiając po
sobie ból głowy i ogólne wyczerpanie. Wiesz, że dzisiaj nie dasz
z siebie wszystkiego. Pocieszająca jest myśl, że dzisiaj widzów
nie będzie już tak dużo.
Akt III.
Jeden skłon, drugi, obrót, wybicie na pointy, nic nie znacząca
myśl przebiegająca przez twój umysł, chwilowe rozproszenie,
przejście w przód bez rąk, zachwianie. Czujesz jak twoja prawa
stopa wygina się pod dziwnym kątem. Ignorujesz prąd, który
przeszedł przez całe twoje ciało. Zaciskasz zęby i z jeszcze
większą determinacją kończysz odgrywać swoją rolę.
Nienawidzisz potknięć. Nawet tych ledwie zauważalnych. Schodzisz
ze sceny, wciąż mając w pamięci swoją pomyłkę. Jesteś
perfekcjonistką. Musisz być. Inaczej nie zaszłabyś tak daleko.
Nie uznajesz nieprofesjonalizmu. Czujesz jak uginają się pod tobą
kolana. Mdlejesz. Chyba z bólu.
Budzisz się
w szpitalu. Właściwie to zostajesz obudzona przez mdłości i rwący
ból w stopie. Ktoś podtyka ci papierową miskę pod usta.
Wymiotujesz.
-To reakcja na
narkozę. - Jak przez mgłę słyszysz czyjś głos. Znów zapadasz w
niespokojny, pełen koszmarów, sen.
Gdy ponownie
się budzisz, słońce jest już w zenicie, co zauważasz przez okno
znajdujące się w pokoju. Wiesz już, że jesteś w szpitalu. Tego
gryzącego zapachu chemikaliów i cierpienia nie da się pomylić z
niczym innym i nie skojarzyć właśnie z tym miejscem.
- Zerwane
ścięgno achillesa i skręcona kostka. Minimum 6 miesięcy przerwy
w tańcu. Co najmniej 6 tygodni w gipisie + rehabilitacja. Przeszła
pani zabieg, który zabezpieczył ścięgno. Istnieje 60% szansa, że
odzyska pani pełną sprawność...
Dalej już nie
słuchasz. Wypowiedziane przez ordynatora słowa, odbijają się
echem w twojej głowie. Sześć miesięcy... 60% szans...
- A więc
pozostałe 40% to możliwość, że już nigdy nie będę w stanie
robić tego, do czego zostałam stworzona... - Nawet nie zdajesz
sobie sprawy, że słowa te wypowiadasz na głos.
No to zaczynamy, choć zakończenia wciąż nie ma i pewnie po 5 rozdziale będzie przerwa.
Muszę się jakoś w końcu zmotywować.
Nie oczekujcie wiele po tym opowiadaniu.
Kogoś informować?
Wybaczcie dziwny adres. Wszystko co przychodziło mi do głowy było już zajęte.
Wybaczcie dziwny adres. Wszystko co przychodziło mi do głowy było już zajęte.
xoxo, Mefir
Smutne, ale takie jest życie, wypadki i nieszczęścia chodzą po ludziach.
OdpowiedzUsuńPoczątek naprawdę smutny ale mam nadzieję,że bohaterka wróci do tańca,są przecież spore szanse;) Cieszę się,że wróciłaś;)
OdpowiedzUsuńSmutne... w najlepszym momencie... ale mam nadzieję, że wykorzysta te 60% i jeszcze zatańczy :) PS: fajnie, że wróciłaś :D PS2: informuj mnie ;)
OdpowiedzUsuńSmutno się zaczyna, ale i tak bardzo mi się podoba i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście mnie informuj ;)
Będzie Wrona, będę i ja. Może teatr to nie moja broszka, ale lubię poczytać o tym, czym w zasadzie się nie interesuję. Początek dołujący, ale i motywujący do pracy. Eric Abidal także grać już nie miał, a w sobotę zagrał w barwach Barcy przeciwko Mallorce. Można, można? Ona też będzie mogła zatańczyć :)
OdpowiedzUsuńStraszna wiadomość. 40% to niewiele, jeśli mówimy o czymś, co się kocha.
OdpowiedzUsuńI ja jak to ja zapomniałam ale proszę informuj,namiary masz :)
OdpowiedzUsuńTak po części każdy z nas zna ten okropny ból - nie fizyczny, ale psychiczny. Często prowadzi do załamania, swoistego zamknięcia się w sobie i depresji, zabiera chęć do życia, wyciska łzy, rozdrażnia i oczywiście boli. I trzeba mieć kogoś, kto pomoże się wygrzebać, będzie przy nas i nie odejdzie.
OdpowiedzUsuń(Andrzej ♥)
Zawsze fascynował mnie świat baletu, bo tak bardzo do niego nie pasuje.
OdpowiedzUsuńOh, Mefirze, ja się spodziewam i jestem pewna, że się nie zawiodę. :)
Cieszę się, że jesteś!